poniedziałek, 23 lipca 2007

Na działce.

Jak ja nie cierpie 23 lipca. A raczej samego początku tego dnia. Zaraz po północy. Ta świadomość że do kolejnych urodzin trzeba czekać cały rok. A może nie tyle co do urodzin, bo wcale nie chce być starszy. A po prostu do 22 lipca. Dzień w którym chodzę uśmiechnięty, radosny jak i podenerwowany. Świadomość, iż członkowie rodziny się zjeżdżają i to jeszcze z Twojego powodu. Składają życzenia, wszystkiego najlepszego, zdrowia, szczęścia i czego tylko sobie zapragniesz. Wszystko wówczas wydaje się zajebiste.

Co sie dzisiaj działo ?
Pobudka, godzina około 9-tej. Kąpiel, śniadanie, kościół. Powrót do domu i szybkie ustawienie składu do hattricka, bo za 10 minut mecz. (4:1 for me) A dalsza reszta dnia jakoś poszła. Przy kompie, do przyjazdu gości. Potem rozkładanie sztućcy, rozmowy, oglądanie Kubicy. Jak już wszyscy sie zebrali, obiad. Schabowy, ryż, jakaś chińska, ostra potrawa i inne specjały mojej mamy. Rozmowy. Wychodzenie na balkon by zobaczyć "czy deszcz nie pada, a ptaszki nie ćwierkają". (po prostu mówiąc: na papierosa) I słuchanie prze najróżniejszych dyskusji, o tym i o tamtym, w wykonaniu mojego taty, wujka, narzeczonego mojej siostry i chłopaka mojej siostry ciotecznej. Później spacer nad Wisłe; powrót - kawka, herbatka, ciasto. I ciągłe dyskusje. A rozmawiać przecież jest zawsze o czym. :-) Potem gości zaczęli sie zbierać. I w końcu odjechali. Tak spłynął dzień.

A teraz, no cóż. Znowu późna pora mnie zastała. Czas najwyższy kłaść się spać. Dzisiaj z rana na działeczkę. Planowany powrót - środa. (imieniny :D) Odpocznę sobie przynajmniej od kompa i pogram trochę w piłke, o ile pogoda dopisze. :] I się wyśpię.

PS. Zawsze jak gram w totolotka skreślam dwadzieścia dwa i siedem. Licze iż kiedyś w końcu się poszczęści. Na bliskich mi liczbach. :-)

Brak komentarzy: