środa, 28 stycznia 2009

Cóż to był za wieczór!

Manchester United pokonał na wyjeździe West Bromwich Albion 5:0, a Reprezentacja Polski mężczyzn w piłce ręcznej wygrała po dramatycznej końcówce z Norwegią 31-30.

Tak naprawdę dopiero teraz, o godzinie 2 w nocy (jest już środa) jestem już spokojny. Ochłonąłem po tym jakże emocjonującym dzisiejszym (choć właściwie wczorajszym) wieczorze. To wszystko było niesamowite. Dramaturgia na najwyższym poziomie, z jakże szczęśliwym zakończeniem. A wyglądało to tak:

Plan na dzisiejszy wieczór miałem następujący - najpierw obejrzeć ile się da mecz Polski z Norwegią, potem usiąść do kompa i oglądać pojedynek Diabłów, z częstymi zerknięciami na bój naszych. Lecz wybiła godzina 20:45, a meczu United nie ma. Dowiedziałem się, że z powodu korków nasi spóźnili się i spotkanie zostało przesunięte o półgodziny. Niczego lepszego nie mogłem sobie w tym momencie wymarzyć. Dalej więc śledziłem poczynania Polaków. W końcu na zegarku 21:15, więc usiadłem przy komputerze, uruchomiłem SopCast i włączyłem mecz, a mojego tate zostawiłem samego na kanapie. Oczywiście, spoglądałem to tu, to tam, choć z przewagą na spotkanie rozgrywane w Anglii. Aż nadeszła końcówka meczu szczypiornistów. Kiedy na minute przed końcem przegrywaliśmy 29 do 30, szczerze przyznam że wątpiłem byśmy zdołali ten mecz wygrać. Pomyślałem, że będziemy potrzebować dużo szczęścia, by z tego pojedynku wyjść zwycięsko. Siedziałem zdenerwowany w fotelu przed monitorem, ale już trochę pogodzony z faktem że znowu odezwą się liczni krytycy i że znowu "było tak blisko, a jednak się nie udało."


Godzina 21:40. Apogeum szczęścia. Artur Siódmiak zdobywa zwycięską bramkę rzutem przez prawie całe boisko (niczym Sławomir Szmal w meczu z Danią) na 7 sekund przed końcem spotkania. POLSKA AWANSOWAŁA! Nie wiedziałem co robić, skakać czy krzyczeć. Spojrzałem jednak w ekran komputera. Dimitar Berbatov właśnie strzelił bramke! Mój tata krzyczał "JEEEEEEST!", ja krzyczałem "JEEEST! JEEEST GOOOOL!" a mój kot... zwiał, bo się wystraszył. ;-)

To był doprawdy niesamowity wybuch szczęścia. Potem resztę meczu Diabłów siedziałem uradowany, ale krew wciąż pulsowała mi w żyłach, gdyż emocje jeszcze nie opadły. Druga połowa spotkania z West Brom była piękna. 3 zdobyte bramki i bardzo dobra gra całej drużyny. Byłem w niebie. Lecz przecież, nie ja jeden. ;]




Chciałbym z tego miejsca podziękować i zarówno pogratulować naszym szczypiornistom awansu do półfinału w którym zagrają z Chorwacją. Oraz piłkarzom Manchesteru United za ten znakomity mecz. Dziękuję!

Zastanawiam się tylko, czy jeszcze kiedykolwiek przeżyje tak fantastyczny wieczór...

Może... w najbliższy piątek ? :D

Brak komentarzy: